Autor Wątek: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.  (Przeczytany 36349 razy)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Szczerze, to nigdy nie mierzyłem.
Wg "internetu" optymalnie jest wypić piwo w kwadrans i ruszyć w teren po godzinie. I tyle mi to mniej więcej czasu zajmuje.
Przy zaostrzonych przepisach f-cznie warto na to uważać.

Ciekawym przykładem są Czechy.
Tu jest bezwzględne zero ale... Powszechnym zjawiskiem jest spożywanie piwa przez rowerzystów.


Zresztą nie tylko rowerzystów.

Do tego pivovaru prowadziła asfaltowa droga a nie ścieżka rowerowa ( U koziczka). To, co mi bardzo w Czechach odpowiada, to słabsze piwo. W knajpie możesz sobie zamówić desitkę, któej obsah to maks 4,5%alk.
W PL pokutuje maniera, by piwem też można się było dobić, stąd np. dębowe tyskiego, które produkcja niewiele ma wspólnego z piwem. Inna sprawa, to przepisy. W przypadku piwa to producent deklaruje zawartość alko a ja jest f-cznie? Lepiej jest na etykiecie podać 5,7% niż rzeczywisty poziom, bo Polak "woli" mocniejsze.
Więć ja nie jestem w tej materii Polakiem. Kiedyś piłem żywca eksportowanego do Szwecji. Miało ono obsach 3,2% - dla mnie ideał. Lekkie, orzeźwiające...

Jak dobrze pójdzie, za m-c będę rowerowo w Czechach, to pogadamy na miejscu z czeskimi cyklistami. tak czy owak, mają inną kulturę spożywania piwa choć i u nich obserwuje się niekorzystne zmiany.

W PL odpowiadającym mi deklarowaną mocą jest niepasteryzowany kasztelan: 4,6%.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Z gatunku czynności rowerowych dokonałem zakupienia, z dostawą na maj - fantów bajkowych dwóch, z listy wspomnianej. Also sakwy pod ramę i worka na kierownicę (odpowiednio 10 i 15l).

Po konsultacjach z kumplem, dokonam jakościowych zmian w osprzęcie (napędzie), kiedy zmiany eksploatacyjne je wymuszą i cel konkretniejszy będzie.
Z penetracji netowych wynika, że do mojego napędu najlepszym rozwiązaniem łańcuchowym będzie sram xx1. Wystarczy go tylko skrócić, bo nie znalazłem w wersji 114 ogniw.


Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dolina Słupi piękna jest.
Bez komarów i ludzi.
Umawianka nie wyszła, bo ludzie lubią sobie komplikować życie. Nie jest to krytyka. Takie jest życie. Tym niemniej zebraliśmy się w zgodnym kwartecie: Redzisław, Pan Witkus, Baronowa de Vier Lieter i ja - Kierownik d/s Kręcenia Kółkami.

Konkluzje pierwsze.
1. Dolina ma potencjał.
2. Przejechałem  kole 100km z dużą przewagą prawego brzegu (Słupsk - Sulęczyno).
3. Dwa noclegi w terenie.
Pierwszy; jeden z założonych.
Drugi: wyszedł w praniu.
4. Wymuszone ciut asfaltu i to są zawsze stracone kilometry.
5. Niedziela - powrót przez Kaszuby znane: Sulęczyno - Przystanek Oliwa.

Start pekape do Słupska. Pt/Sobota najechana dolina.

Piątek.
https://pl.mapy.cz/s/mefacovuke


Nie stosuję na razie żadnej rejestracji trasy, poza takim podsumowaniem.

A teraz odpalcie:


...i słuchajcie w tle snującego się Redzisława



Na rynku w Słupsku zameldowałem się 14:37.


Przychyliłem się do wniosku mapera i wstawiam trochę większe foty.

Zadanie pierwsze: dojechać do Słupi i trzymać się jej jak najbliżej. Nie ścieżki rowerowej o ile to możliwe.
Ale zanim...

...to f-cznie trza do niej dojechać a ja tu jakąś pierwszą manianę odwalam.

Na manianę tracę całe 13 minut, co akurat tego dnia będzie miało znaczenie. Mogłem dojechać w te miejsce minut 3. Ci, co grają w szachy, wiedzą o co chodzi.


Nie. To nie jest Słupia. Słupia płynie po mojej prawej a ponieważ płynie przeciwpołożnie, to moja prawa jest lewa.
Za to ścieżka rowerowa biegnie gdzieś po mojej lewej wzdłuż drogi czyli po prawej Słupi, znaczy jej prawym brzegiem.

Czasami tak jest, że przygoda czai się za rogiem. I róg mnie dopadł...

...tu.

A tu proszę ja nikogo, wtarabaniłem się centralnie w małe poletko konopii. I najszła mnie od razu pierwsza refleksja: dlaczego Słupia/Słupi pisze się przez jedno "i" na końcu (jak Rumia/Rumi) a konopii przez "ii"? Nie wiecie...? Bo konopie mają moc:)
Odurzony niedojrzałymi konopiami wjechałem na ścieżkę rowerową. tu się inaczej nie da. To zdaje się szlak Wieprzy. Wieprza przez duże W a nie tego przez małe. Jak widzicie, życie na wycieczce...


...toczy się własnym rytmem. Nie Słupi, nie Wieprzy i wieprzy.

Nie spieszno jadąc weryfikuję pierwszą przystań kajakową na trasie. Spotykam tam nawet jakiś sakwiarzy. Położenie przy drodze dyskwalifikuje to miejsce na nocleg, mimo pełnego zaplecza. Nie czytałem regulaminu (zatem nie wiem do końca jak jest z biwakowaniem) ale możesz tu palić ognisko do woli np. Miejsca te (przystanie kajakowe) to fajna alternatywa dla zupełnie dzikich biwaków. O takiej porze roku zwłaszcza.


Pod kątem panowania noclegów warto spojrzeć sobie na te przystanie od tej strony.


Przystań tuż za moimi plecami (na mapie pkt 12).


Ku kolejnej przystani.

Po niej nie po drodze jest Dębnica Kaszubska ale pora powoli się robi zachodowa więc trza zaopatrzenie zrobić.
Zaopatruję się w więc w wodę, kiełbaski w promocyjnej cenie: 18zł/kg. Normalnie taniej nie zapłacisz jak 33zł... Różnica wychodzi 15... Wacham się...
Ok... Biorę cztery? Nie! Biorę pięć piw! Jak przystało na Kaszuby piwo z Sierpca. Dlaczego te...? Bo jest całkiem całkiem i obsah zbliżony do czeskiego: 4,6%.

Na wodę zamontowałem sobie "trzymak" z innego, z jednych wielu moich rowerów - nie używanych aktualnie. jak przyjdzie torba pod ramę (10l), to ile przyjmie browarów w puszce?
Tak sobie rozmyślując zjeżdżam na kolejną przystań - w Łysomiczkach celem konsumpcji.


Konsumuję dwie kanapki z golonką ugotowaną  upieczoną przeze mnie osobiście. Popijam herbatą zieloną z imbirem, kurkumą, cynamonem i odrobiną soku z czarnego bzu. przegryza czteroma rzodkiewkami.
Piwo zostawiam na biwak:)

Przystań w Łysomiczkach kipi życiem weekendowym. Położenie zupełnie je dyskwalifikuje na nocleg. Tu "przeprawiam" się na lewy brzeg i nim teraz będę poza szlakiem podążał do kolejnej przystanie w Krzywe.

Inny świat...

...wsi polska.

Ludziów nie ma.

Ni muchów, ni komarów.

Po prostu cudnie. Za chwilę odczuję mezoregion: Wysoczyznę Polanowską.
W ogóle region wyrywa ze skarpet i jestem nim zauroczony. zasadniczo cisza i spokój, niewiele inwestycji, dziko z dostępną infrastrukturą turystyczną, nie ingerującą znacząco w otoczenie.
Można tu się schować jak orlik biały np.


Wspinam się do Krzyni.

W ogóle, to można tu podążać szlakiem elektrowni wodnych.  Spiętrzają one wody Słupi. Mijałem ich kilka po drodze. Mijam kilka jarów ubogaconym starodrzewiem dębów.


Ten był tak ogromny, że skrócił mi Redzisława o nogi.


Przystań w Krzyne.


Ma jeden minus dnia, w którym tu się zameldowałem.

Otóż jest jedna rzecz, która mi uprzykrza życie i tego dnia mi towarzyszyła, gdzie tylko mogła. To w mordewind skuteczny, do tego chłodny. Owa przystań wystawiona była na niego centralnie, dlatego nie przeszła kwalifikacji ale z powodu pory brała była pod uwagę. Nie jest to miejsce odosobnione ale gdyby nie wiatr, rozważyłbym zakończenie tego etapu wycieczki w tym miejscu, bo też zacne do kąpieli z powodu wysokiego stanu wody.

Namierzam kolejną nad jeziorem Głębokim. Normalnie dotarłbym na ni od południa i dupy strony ale wiem, że skończyłoby to nocą w środku lasu.



Szukam skrótu wzdłuż samej rzeki i trafiam na... stado byków. Gdybym był Fankiem Dolasem... Zawracam, bo trzy ruszają na mnie a ja mam pod górę akurat i żółty zadek idealnie wypięty na pierwszy kontakt!
Podobny atak spotkał mnie w Górach Piotra Wielkiego (Góry Zaałajskie) w 2018... Wtedy miałem żółtą kurtkę ale nie miałem roweru.
Tym razem nie oglądając się za siebie rura na pedały i... byki odpuściły. Wszystko w okolicy pięknego hydrologicznego obiektu, gdzie wstup był naturalnie wzbroniony. Postanowiłem byki "obejść" ale przekroczyłem kanał i najkrótsza droga stała się wspomnieniem.


Piękny obiekt hydrologiczny za drzewami.


Za nimi i kanałem byki ze swoimi paniami.

Na koniec dnia wspinaczka dół/góra, dół/góra, dół/góra z przewagą góry.



Dopadam asfaltu i zakładam wiatroszczelną kurtkę. Polaru nie zdjąłem tego dnia ani razu (dopiero na biwaku). W mordewind stał się lodowaty. Dotrzeć na miejsce jeszcze w ostatnich promieniach słońca...

W końcu o 19:38...

...docieram na miejsce.

Co tu dużo mówić... Jest bajecznie.
Wzgórze i las północnego brzegu zdusiły wmordewinda do zera. Gdzie te moje witaminy! Stanąłem w rozkroku...

Co robić...? Najpierw witaminy czy rozbić się na fest?

Kojarzycie Napoleona? Połączyłem elegancko jedno z drugim w tej samej jednostce czasu. Znaczy jedna witamina i namiot stoi:)


Jak w zegarku - punkt 20:00:)

Czuję się wstępnie spełniony. Para, która wpadła właśnie na przystań "coś pokontemplować" Audi 80 chyba też. Kiedy pojechali, przyjechał wędkarz. Chyba wędkarz. Postawił maszynę i tyle go widziałem.
Potem już byłem tylko ja ze sobą. Opału w bród. Rozpalam ognicho i zanurzam się w jeziorze, które jest Głębokie.
Ale nie przy brzegu, tym niemniej zmywam się z siebie pot, kurz i potencjalne kleszcze zanim ewakuowały się na głowę, bo tej już nie moczyłem. Dla równowagi "moczyłem mordę" w witaminach:)


Grzałem, bo temperatura spadła do ledwie kilku stopni.


Przy okazji kolacja.

I tak zamknąłem dzień przed północą dnia pierwszego.
« Ostatnia zmiana: 24 Kwi 2023, 13:45 Darek Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dzień drugi i trzeci.

Sobota, poranne trele.

Witaminy wieczorne mają jeden poważny minus. Działają na pęcherz moczowy, ten zaś domaga się opróżnienia. Najlepiej przy świetle księżyca, co też perfekcyjnie realizuję. Nie pozwala to na pełną regenerację rozważam więc przyszłościowo wieczorną abstynencję. Na razie rozważam.

Tymczasem nadchodzący poranek od kilku godzin zwiastują ptaki. Pierwszy nad ranem tak konkretnie zastukał dzięcioł. Wybił swoją serią dziobem - równo piątą rano. Oczywiście nie on pierwszy. Pod osłoną nocy uroczo nadawał słowik a w ogóle, to prześladowała mnie zięba. Żeby jeszcze samiczka... Świergotał niemiłosiernie samiec.
Podłość ptasia nie zna granic...



Czy ja się na ptakach znam...? Gdyby te wszystkie wyjce posadzić na jednym drzewie to i tak by to nic nie dało ale... Mam książeczkę wydana jeszcze w latach 70-tych, pt: Ptaki. Autorem jest znany polski ornitolog (nie pomnę teraz nazwiska) i on całą ptasią edukację poleca zacząć nie od ich (ptaków) wyglądu ale od... śpiewu. Coś w tym jest. Weźmy na tapetę takie ptaki drapieżne. Może człowiek rozpozna kilka z nich, jak trafi na wypchany okaz z opisem ale na niebie...?
90% procent widzianych drapieżników powietrznych, to... myszołów ale jego akurat najłatwiej rozpoznać po "śpiewie" i tak to z ptakami jest.
Oczywista są gagatki, które śpiewem naśladują inne - to szpaki. Moim liderem na tym wyjeździe poza ziębą został słowik. Kiedy ja nocną porą "wietrzyłem namiot", wystawiając skarby z pęcherzem, towarzyszył mi prawie zawsze ten śpiewak - wyjący do księżyca.
Tak czy owak Kowalski lub Nowak. Dzięcioła i koguta rozpozna każdy.



Niby nie szata zdobi człowieka ale facet na golasa, to się może... spokojnie w jeziorze Głębokim wykąpać. No więc na śniadanie najpierw pozbywam się szaty nocnej, by przybrać dzienną. W trakcie procesu szybko rozpalam ognisko, by zagrzać wodę na kawę, jednocześnie stosując krioterapię.





Kiedy tak pozbawiony szat, rozkładałem biwakowe fanty na pomoście...

...z brzegu poniósł się...



Tak sobie poluję w melancholii radosnej na witaminę D, kiedy... Nie wiem kiedy ale...
Na ławeczce u brzegu przycupnął starszy, z pooraną wiekiem twarzą pan. Uśmiechnął się i rzucił w eter:
- Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował:)

Taa... Lubimy ludzi, którzy bez wahania mówią to, co myślą pod warunkiem, że myślą to samo co my.
- Niewiele jest rzeczy, które można porównać z nudą dobrego przykładu. Odpowiedziałem.
W istocie! Prawda jest naszym największym skarbem, musimy ją oszczędzać. Dzień dobry! Pozdrowił pan starszy. Co pana nad rzekę sprowadza?
- Rower:) znaczy próba utrzymania zdrowia.
Wg lekarzy jedynym sposobem utrzymania tegoż jest jedzenie tego, na co się nie ma chęci, picie tego, czego się nie lubi i robienie tego, czego wolałoby się nie robić.
- Fakt! Przeszedłem straszne rzeczy w życiu, przy czym niektóre z nich zdarzyły się naprawdę.
Męczy pana myśl: jak z jednej pensji utrzymać żonę i państwo?:)
- O czasu do czasu uwalniam się od trzech rzeczy, które żona potrafi zrobić z niczego: kapelusz, sałatkę i scenę małżeńską. Pozwoli pan, że się ubiorę!

Kiedy wróciłem, starszego pana już na ławeczce nie było ale zostawił coś dla mnie...



Cdn.

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Ruszyłem w samo południe. Niespiesznie, delektując się otoczeniem.
Nie pokonam tego dnia wielu kilometrów. Wyjdzie tego ledwie 45. Mapa nie do końca oddaje przebieg, bo nie wszędzie trzymałem się szlaku. Np. Słupi towarzyszy miejscami dość szeroka ścieżka, którą spokojnie można jechać rowerem ale nie jest uwzględniona na mapach.
https://pl.mapy.cz/s/kapasocome
W tym kontekście moją uwagę coraz bardziej zwracam w kierunku map terenowych o skali poniżej 100:000. Będą one dla mnie znacznie lepszym przewodnikiem niźli obecnie telefon.


Jak ja celebruję ten wyjazd...


W okolicy są ścieżki dydaktyczne a rozległe miejscami polany skrywają rzadkie gatunki roślin, w tym np. storczyki.


Wiatr tu nie dociera. Jadę po raz pierwszy w krótkim rękawku. Cisza, spokój, tyko ja... No i ptaki. Obiecuję sobie po powrocie przypomnieć organoleptycznie, dokładnie które?

Na pewno słowik (być może podszywał się pod niego szpak?), śpiewak, zięba a obecnością face tu face sójki. No i na 100% kleszcze o których już w mediach grzmi profesor Simon. zabrali mu kowita, to teraz odkleszczowe zapalenie mózgu na tapecie zjawisk przyrodzonych. Oczywiście leku na nie nie ma ale jest... szczepionka. Tym wszystkim piewcom "dobrych" newsów zaleciłbym kąpiel w zimnych wodach jeziora Głębokiego.
Tymczasem objeżdżam je od północy.


Tego rodzaju zdarzenia wyjaśniają moje wolne tego dnia tempo.



Po drodze stołowaja...



...dla dzięciołów.

Na bank... Tak, na bank słyszę makolągwę. Ten ptak nazwą kojarzy mi się z mamałygą, która z niczym mi się nie kojarzy.






Jest bajecznie.





Jeszcze bajeczniej kiedy...

...przypadkowo zboczysz i dobijasz do brzegu Słupi.

Tu nie czuć grama cywilizacji.






Wracam na pomarańczowy szlak Doliną Słupi. To mój najładniejszy odcinek.


Miejscami biegnie on przy samym jej jarze.

Teren staje się bardziej wymagający, pofalowany. Wyraźnie się wspinam i nagle...

...nieporadnie sięgam po telefon a one w licznym stadzie przebiegają mi drogę. Cztery łosie. Wprawne oko dojrzy je na końcu drogi.



Dojeżdżam do Rezerwatu Gołębia Woda ale decyduję się jednak prawym brzegiem jechać. Teraz żałuję. Gdybym wiedział, że Strażnik Domowy kilka godzin później sama podsunie mi wykorzystanie dobrej pogody z kolejnym noclegiem w terenie ale...


...wybrałem północny brzeg z drogą (jak się okazało) dopuszczoną do ruchu.

Ruch na niej niewielki ale to taka leśna autostrada. O dziwo spotkałem straż leśną, która wyraźnie przede mną zwolniła, by nie spowić mnie kurzem za co ładnie im się ukłoniłem, a oni ukłon przyjęli z satysfakcją.
Zasadniczo nie mam z nimi problemu, nawet, kiedy mnie "nakryją". Mam już kilka wypracowanych tekstów, przez lata improwizowanych i zawsze działają. Sprowadzają się one do konkluzji, że przepisy de facto są dla niedouczonych, którzy nie umieją zachować zdrowego dystansu do natury. Nie umieją z nią obcować w taki sposób, by minimalizować ślady pobytu i przede wszystkim bytować tak, by natura mogła się po mojej "interwencji" szybko zregenerować.

Tak też będzie w finale tej wycieczki dolinowej, tymczasem dojechałem do Soszycy - granicy Parku Krajobrazowego Doliny Słupi. Żegnam się z nią po swojemu...


...ładując baterie telefonu i własne przy lekturze niezawodnego Marka. Namawiałem na uczestnictwo w wycieczce jakiegoś rybaka ale z jego braku, zakupiłem srebrzyka w sosie greckim - bez konserwantów.

Teraz doczytuję:
Srebrzyk, naukowa nazwa: Argentyna wielka, znany również jako srebrzyk opałek, srebrzyk wielki lub argentynka, to średniej wielkości stadna ryba morska z rodziny srebrzykowatych, zamieszkująca w ławicach zimne wody Oceanu Atlantyckiego od Spitsbergenu i Grenlandii po Skagerrak i południową Kanadę.


Ustalam sobie dojazd do Sulęczyna. Wybór dobry ale się pomylę na trasie niestety, co zaskutkuje zjazdem na asfalt a to jest w takich okolicznościach przyrody czas stracony.


W Soszycy wbijam na wał oddzielający kanał (infrastruktur licznych tu elektrowni wodnych na Słupi) od samej Słupi.







Teraz powinienem objechać jezioro Żukowskie od północy, wcześniej przekraczając Slupię w Bylinie (fota powyżej). Od północy i lasami prawym brzegiem rzeczonej dotrzeć do Sulęczyna,
Piękny plan się sypnął, kiedy miast prosto odbiłem na Żukowskie nieświadom...


Była jeszcze szansa zawrócić ale też i pora już późna... Wybrałem objazd od południa, który szybko przeszedł w asfalt. Dramat.

Przed Parchowem odbiłem do lasu i od razu mi się humor poprawił. Od spotkania z łosiami ciągle góra/dół/góra.


Jeszcze tylko szybka, przyasfaltowa konfontacja i...










I tak wyjechałem na drogę wojewódzką 228 przed Nowym Dworem.

Szybko zjeżdżam do jeziora a tu...

...po jakimś kilometrze jak w jarze Raduni...

Wspinam się z wysiłkiem z powrotem do drogi...

...uff...

W te pędy do Sulęczyna, by zrobić zaopatrzenie i znaleźć jakieś logiczne miejsce na nocleg. Logicznym wydaje się przystań kajajowa nad Słupią, do któej trzeba się cofnąć ale nie ma czasu już za bardzo kombinować.
Przystań pięknie zagospodarowana okazuje się płatnym campem przy okazji. Tego mój budżet (i honor wycieczkowy) nie przewidywał. Jadę więc wzdłuż Słupi ulicą  Świerkową chcąc jak najszybciej wydostać się z "nieustającego ciągu nikomu niepotrzebnych potrzeb, zwanym cywilizacją" (M Twain). Mijam kuszący staw ale jest tam jakaś przemysłowa zabudowa, to gnam dalej.
Przede mną polana Nowe Pole. Pole, to kilka zabudowań i dwie łąki po obu stronach drogi graniczące ze Słupią. Prawa odpada, lewa mocno kusi. Jej spory kawałek jeszcze w słońcu ale wyczuwa mnie pies z pobliskiej zabudowy i ujada. Ok, zapytam o pozwolenie. To tez dobra strategia ale kiedy staję przy bramie gospodarstwa i intuicja podpowiada mi: nie, jedź dalej, szukaj noclegu na dziko.

No właśnie... Intuicja czy to przypadkiem nie mój AlterEgon, tak mi usłużnie podpowiada? W przypadku wtopy znowu będzie: a nie mówiłem...? Na krótszych wycieczkach rzadko się odzywa ale na tych dłuższych, potrafi być chwilami natrętny. Teraz, to praktycznie spieramy się tylko o liczbę witamin na wieczór. Ja uparłem się przy czterech, on zaś:
- El... Nie bądź szmatą, weź 5!
Wziąłem cztery.

Słońce już gubi się w koronach drzew, nie ma opcji - trza wbijać do jaru tylko najpierw dojechać. To z 300m skrajem młodnika, który otwiera przestrzeń i daje dostęp do ostatnich promieni słońca.
Docieram do jaru, który już tonie w mrocznym cieniu. Stromym brzegiem łatwiej schodzić. Jutro się będę martwił powrotem, sprowadzam więc szybko Redzisława chwilami uślizgujac się.
Teraz jak najszybciej się rozbić - nim zapadnie mrok.


Udaje się jak minionego wieczora.



Najpier rozpalam małe ognisko, potem otwieram browara i zaliczam kilka kartek Missisipi. Ale nie... najpierw otwieram browara, potem już jak napisałem...


Czytam, piję i przygrywam...



Powoli wciąga mnie magia miejsca... Słupia akurat tu pięknie meandruje, tworząc na kilkudziesięciu metrach kilka uroczych zatoczek. Zrzucam "łachy" i brodzę nagi w rzecze, która w najgłębszym miejscu zakrywa mi kolana ledwie. Zanurzam się, zmywając trudy i wszelkie troski, by po raz kolejnym beztroskim być...


Na kolację dzisiaj flaczki.


Dobranoc.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dzień trzeci - ostatni.

Muszę mieć z dzięciołami na pieńku ale ja bardzo lubię te ptaki. O ile do tej pory zbierałem się jak sójka za morze o poranku, tym razem już przed siódma mam gotową pierwszą kawę.



Zaliczam poranną kąpiel i kontempluję.
Szukam miejsc gniazdowania rudzika, które mogą wyglądać na norkę, bowiem ów ptaszek z rudą "chustką" pod dziobem lwią część gniazd buduje na ziemi lub ścianie takich parowów. Do rudzika czuje sentyment, bo kiedyś kot o takim "wabieniu" grasował w rodzinie. Też był rudy i miał wszystko i wszystkich gdzieś. Stąd może dlatego, właśnie z kotami tak dobrze się dogaduję?
Czasami zdarza mi się mieć takie podejście ale nie wiąże się one z lekceważeniem otoczenia.


Druga kafeja się ważi.



Nic nie znajduję ale śpiew rudzika i zięby towarzyszą mi cały czas. Staram sobie przypomnieć w jakich filmach wyeksponowano moich towarzyszy, jako bohaterów trzeciego planu?
I nagle wpada mi ten (już po powrocie - na wyjazdach nie słucham wiadomości)...



To dzieje się za naszymi plecami. Łzy cisną się żołnierzowi do oczu, w tle śpiew ptaków... i to nie kadr z zakłamanych do cna Czterech pancernych...

Na "mojej" polanie tylko ptaki śpiewają... Przysiadam, otwieram Twaina i gram sobie...



Oczywiście nie jak Indiana. Indiana gra bosko.
Poranna kąpiel, Twain, zięba i rudzik wprowadzają mnie w wyjątkowo dobry nastrój więc dośpiewuję:

Raz cztery zakonnice
brały prysznice,
puszczały sobie pszczołe
na pupe gołe.

Leciała pani z panem
aeroplanem
Puszali sobie pszczołe
na pupe gołe.


Zwijam się.


Symbolicznie wbijam kawałek znalezionej gałązki sosny i opieram o nią Życie na Missipsipi. Oznaczam miejsce pobytu, po którym to jedyny ślad. Książkę zabieram. Grunt podmokły z każdą minutą przywraca pierwotny wygląd placka pod namiotem. Kiedy opuszczam jar zostawiam majdan takim, jaki zastałem.

Chociaż nie do końca. Zabieram trochę zaskoczonych kleszczy.


Wdrapałem się i oglądam...


...za siebie. Żegna mnie dorodny okaz olchy, która m.in. stanowiła kwadrans wcześniej tło obrazu na krótkim filmie, który sobie z jaru skręciłem.



Do Sulęczyna mi nada ale jadę doń na około, przez las.




Kaktus bażynowy.




Bar zaprasza.

Ja jednak wracam do Lewiatana, w którym wczoraj robiłem zakupy i zostawiam tamże w koszu owoce konsumpcji, nabywając muszynę i maślankę mrągowską. Nie na kaca, bo go nie mam ale celem bilansowania energii spożywanej przez organizm. Po prostu mimo spożycia 250ml śmietany 12% z kawą, czuję głód. Ja nie jadam śniadań ale ubytek czuję.
Teren też sprzyja apetytowi. Tylko na tym krótkim odcinku od biwaku zaliczyłem konkretny podjazd a tych się dzisiaj spodziewam sporo (wczoraj też było nie mało).


To wczorajszy. Wiem, że hardcorom pokroju Wilka to w żaden sposób nie zaimponuje, bo wciągają takie tematy na śniadanie zatkanym nosem ale może seniorom z zanikiem mięśni tak;)

Dystans dzisiejszy, to ciut ponad 80km.
https://pl.mapy.cz/s/pusutabego

Po wczorajszych doświadczeniach z asfaltem starałem się tak zaplanować powrót, by korzystając z asfaltu, mieć przynajmniej zagwarantowany minimalny ruch. Chciałem też być możliwie jak najwcześniej na chacie bez kluczenia po lasach.
Po drodze przydałoby się też z korony gór planety PL coś dorzucić w ramach listy kulminacji Wzgórz Szymbarskich. Jest ich od groma w istocie. Najwyższą - Wieżycę, mam już zaliczoną. Trzymając się tych nazwanych - dołożyłem Góry: Tamową i Biskupią.

No to jedziemy do Kartuz najpierw przez Bukową Górę, Mściszewice, Kamienicę Szlachecką, Przyrowie do Chmielna.


Za Bukową Górą kończy się asfalt.





Na każdym skrzyżowaniu kapliczka lub krzyż. Kaszubi to wierzący ludzie.





Jadę sobie spokojnie pośród pól w trybie góra/dół/góra/dół/...

..góra/dąb.


Wierzcie lub nie ale widząc tego paka chciałem w kadrze zdążyć ująć żurawia, który się własnie podrywał z pola ale niestety... Byłoby ładne, spontanicznie ujęcie ptaków dwóch.

Do Kamienicy Szlacheckiej w końcówce podprowadziła mnie wąska, ładnie wyasfaltowana droga. Dalej już do Chmielna, innej nawierzchni nie będzie.
Kto jedzie przez kaszubskie pola na pewno zauważy mnogą ilość kopców kamiennych. Nie ma w nich żadnej symboliki poza jedną. Grunty tutaj są do dupy, piach i kamieni kupy. W trakcie orki plonem sa kamienie, które gdzieś trzeba zbierać. Kaszubi drzewiej zaradni byli i wielu z nich siłą rzeczy wyspecjalizowało się w obróbce kamienia polnego. Być może w kamienicy Szlacheckiej szlachetną była to profesja bardziej?

Nomen omen jest taki "as" a tubie, który tłumaczy dzieła ludzkich rąk udziałem kosmicznych sił. Nie będę tu "promował" gościa i nie dam linka do jego wykładów ale ludzie z braku wiedzy nabierają się na jego farmazony. Sprawa dotyczy właśnie obróbki kamienia, akurat na Malcie (tej wyspie na M. Śródziemnym). Są tam zadziwiające tej obróbki przykłady sprzed setek lat a nawet tysięcy. Taka precyzja...? No cóż... to tyko kosmici mogli...
A wystarczyło się przejść do jednego, z funkcjonujących cały czas takich kamieniołomów i przyjrzeć pracy współcześnie tam pracujących kamieniarzy. Rzekomo kosmiczna, a jednak... ludzka obróbka, mały cały czas tam miejsce w formie niemal nie zmienionej przez tysiące lat. Zmieniły się tylko nieco (ale tylko nieco) narzędzia. Obuchy młotków są z lepszej stali np., czy przecinaki.
Tak, że ten...


...widoczny wiatrak, w sensie obraz - dedykuję Waldemarowi, tekst "kamieniarski" - anu.


Na tapetę wchodzą Wzgórza Szymbarskie.

I dość powszechne, niegdyś bardzo płochliwe żurawie. Kiedyś mówiło się: jeżeli masz za sąsiada żurawie (tworzą pary na polach), to musisz mieć ciszę i spokój (poza ich klangorem)...




...Dziś niekoniecznie.


Zmierzam do Przyrowia.


Przy rowie kościół.




Z organami kościół.

Chodzi za mną gitara. W sensie zabierać ze sobą i stworzyć osobliwy kwintet, a z harmonijką sekstet. na ostatnie urodziny dostałem od kumpla gitarę właśnie ale jej szkoda, bo to porządny instrument.
Kiedyś zabierałem ze sobą na wyrypy wszelkie zwykłą, tanią gitarę, która dostarczała mi mnóstwo frajdy, pod warunkiem jednakowoż, że tylko moje tępe uszy doświadczają wydawanych w ducie z nią dźwięków. Otrzymałem też kiedyś starego Defila ale dość szczególnego, bo z ostatniego wypusku upadłej firmy. Dostałem ją od wnuczka ostatniej pani prezes tej firmy.
Może ją...?


Tak to drzewiej wyglądało.

W takim kościele (pustym) mógłbym zagrać Preludium Bacha C-dur, przy ognisku sobie zresztą też.



No nic... jadę dalej.


W Wygodzie Łączyńskiej taki pomnik.

To asumpt, by odwiedzić kolejnym razem Muzeum Kaszubskie w Kartuzach np.
P.S.
Moja polonistka (i wychowawczyni) z TE w Wejherowie nosi te znane, kaszubskie nazwisko. Przy okazji Panią Gertrudę serdecznie pozdrawiam:) Oj miała ona ze mną... miała:D
Na ostatnim spotkaniu "klasowym" nie mogła uwierzyć, że ja cokolwiek potrafię streścić jak się jej zwierzyłem, że od czasu do czasu coś tam "pisuję".
- Na pewno ściągasz!
To fakt:D
Za czasów Pani Gertrudy (naszych edukacyjnie wspólnych) nigdy nie napisałem więcej niż na "pół kancelara" (obowiązkowa była jedna strona minimum), do tego pisałem co trzecią linijkę.

No, ale w końcu dotarłem do Chmielna i po raz kolejny zderzyłem się ze Wzgórzami Szymbarskimi.


Podjazd konkretny. Zaparłem się, by wjechać "gdzie się da" i prawie mi się to udało.

Prawie, bo z powodów braków technicznych poderwałem koło. Na sam wierzchołek już się tarabaniłem, prowadząc naturalnie Redzisława ale i tak widzę duży postęp z perspektywy ledwie trzech miesięcy właściwego używania rzeczonego.

Wracając jeszcze do Chmielna. Stanąłem przy sklepie, ze sporym dylematem. Doładować baterie w telefonie w sposób tradycyjny, czy zostawić sobie rezerwę na pekape...? Sprawa banalna... Zakup dwóch kasztelanów likwiduje możliwość powrotu pociągowego z powodu likwidacji niezbędnej części budżetu przeznaczonego na to.
Bo ja proszę ja nikogo, planuję zawsze budżet wycieczki i go nie przekraczam. Pod sklepem doszedłem do takiej granicy. Albo pifko abo gwarancja rezerwy na pekape. Co tu pisać... pifko bardzo kusiło i...


...kiedy tak stanęliśmy z Redzisławem i spojrzeliśmy przed siebie... Rzuciłem w eter: kurwa mać!


Nie żałuj decyzji, bierz je na klatę od środka!

Jedno pifko skonsumowałem pod sklepem, drugim delektowałem się szczęśliwie na Tamowej Górze:)





Poczytawszy Twaina ruszyłem na sąsiada/sąsiadkę z zdwojoną dwoma pifkami energią.









Dalej jeszcze trochę pod górkę do Kartuz, bo czeka mnie konkretna kulminacja na trasie tuż przed stolicą Kaszub (jedną z wielu).


Kaszubski Park Krajobrazowy jest kopią Trójmiejskiego. Jeżeli więc ktoś jeszcze nie był w trójmiejskim, może spokojnie zaliczyć kaszubski:)



I tak wjechałem do/na...

...Kartuz na Szpiczastą Górę.



Potem na rynku...

...ścinając kadrem kościołowi (nieświadomie) krzyż.

W Żabce zapełniam żołądek bułką i opakowaniem sera królewskiego i ruszam na chatę alternatywą nieobciążoną ruchem samochodowym. Jest niedzielne, późne popołudnie i ruch ten jest naprawdę duży.
Ruchu nie spodziewamy się na drogach przez Kaliską (boczną z Kartuz od główniejszej) przez Kobysewo i Smołdzino do Żukowa. Z tegoż szlakiem św. Jakuba (wersja żukowska) do centrum Oliwy.


Przystaję w Kobysewie, by dokonsumować bułkę z serem na amen.


Zaraz będę w Żukowie.


Po krótkim pobyciu wracam na "gdańskie "szutry".


Std juz bezpośrednio zjazd do Oliwy

Stą

Podsumowanie krótkie.

Doświadczyłem kontuzji przyczepu mięśnia pośladkowego wielkiego do kości udowej, w sensie nadwyrężenia.
Zastanawiam się, co mogło być powodem, ze akurat tylko prawej strony? Doszedłem dochodząc do stanu wyjściowego powoli, że powodem mogło być targanie roweru pod kilka "wyniesień" prowadząc rzeczony od jego lewej strony. Wsiadanie na rower też głównie z tej strony nomen omen. Będę teraz rozkładał potencjalne obciążenia równomiernie.
Drugiego dnia dokonałem malutkiej korekty poziomowania Pana Witkusa, któren to miał delikatnie (bardzo delikatnie) zadarty nos. Sprawdzę jego ustawienie z poziomicą, celem dopełnienia faktu.

Dalej poważnie rozważam redukcję wieczornej witaminacji ale... jak mam wypić tylko dwa, to wolę cztery kasztelany. Mocniejsze trunki w ogóle nie wchodzą w grę. Z tymi mam kontakt (też już ograniczany) na podlasiu.

Tak czy owak zafundowałem sobie nieoczekiwanie przed długim weekendem aż trzy dni wolnego (na dochodzenie pośladka do siebie) i to mnie wcale nie martwi:)

Dziękuję za uwagę.


Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna maper

  • Wiadomości: 1680
  • Miasto: Straszyn
  • Na forum od: 15.02.2016
Dobrze się to czyta. I trasy też w moim guście.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
A dziękuję, dziękuję.

Tym razem podzielę się wycieczką w świat mięśni z elementami biomechaniki. Otóż ostatnia moja wycieczka fizyczna odcisnęła piętno na... Starałem się rozkminić (za sobą mam 10 lat AWF ze specjalnością odnowa biologiczna) co mnie się stanęło z pośladkiem szeroko pojętym. Węziej pojętym, to jest tych gagatków więcej. Otóż ostatnie trele ujawniły ból w okolicach...
No własnie, jakich konkretnie, ból konkretnie czego itd.?

Badanie organoleptyczne to jedno, drugie - to faktyczne pochodzenie bólu. To nie jest do końca takie oczywiste. Idealnym przykładem "nieporozumień" bywa np. ból w pachwinie. Sprawców może być wielu a najmniej nieoczywistym (już jako skutek) zwyrodnienie (lub początki) stawu biodrowego.

Do brzegu koła.
Polecam kanał gościa prezentującego znakomity program, wizualizujący aparat kostno-mięśniowy ludzkiego jestestwa (możliwości tego programu zapewne są znacznie szersze). Kurde... Gdybym mógł korzystać z takich materiałów dydaktycznych, to może dzisiaj byłbym fizjoterapeutą jednak:D
Chodzi o to, że nawet nieogarnięty w tajemnicach, które skrywa nasza zewnętrzna powłoka, może dojrzeć (pod kątem swoich potrzeb) to czy inne owo. Mnie osobiście program (i prowadzący, który podjął się trudu jego prezentacji) mnie urzekł. Tak, ze ten... Moja urzekłość wyraziłem a link do kanału poniżej:
https://www.youtube.com/@ANATOMYLESSONpopolsku/videos

Nieogarniętym polecam mimo wszystko zacząć od najmniej (wydawałoby się) atrakcyjnego, pierwszego odcinka:



Autor prezentuje w nim terminologię kierunków, osi i płaszczyzn, którymi posługuje się anatomia. O ile w banalnych przykładach intuicyjnie łapiemy, o co się rozchodzi, to w bardziej złożonych - możemy się pogubić. te bardziej złożone, to np. rozkmina funkcji mięśnia, który w zależności od swojego położenia może pełnić dokładnie antagonistyczne funkcje, dla tych, które w sposób naturalny przygotowała dla niego ewolucja. Takim mięśniem jest np. kruczoramienny.

W moim obecnym przypadku ustaliłem wstępnie, że napierdalał mnie do wczoraj gluteus magnus w swej części odpowiedzialnej za przywodzenie (cała reszta odwodzi), konkretnie najbliższe okolice przyczepu magnusa do kości udowej. Gdyby ból umiejscowił się ciut wyżej i bliżej czoła płaszczyzny strzałkowej do grupy poszkodowanych moją działalnością dołączyło by pasmo biodrowo-piszczelowe z jej napinaczem... A to byłby już większy "ból dupy".

Co mogło mój przypadek spowodować...?
Wyniki wstępnego śledztwa:
1. Ograniczona ruchomość (mobiność) obręczy biodrowej a`priori.
2. Wsiadanie i zsiadanie z Redzisława głównie z jednej strony, tj. unoszenie prawej nogi, by dosiąść Pana Witkusa lub z niego się zsunąć. Czynność ta powtarzana wielokrotnie w ciągu dnia.
3. Targanie pod górę mając Redzisława tylko z jednej strony, podobnie z przenoszeniem roweru a to na moich wycieczkach terenowych są dość częste przypadki.
4. Za mały wysiłek poświęcany na rozluźnianie/rozciąganie tkanek zaangażowanych w dany wysiłek adekwatnie brak wzmacniania tkanek osłabionych. To znaczy, że samo jeżdżenie, to nie wszystko.

Co ciekawe od zarania mojej aktywności fizycznej, zawsze starałem się unikać takich sytuacji w sporcie ale też wykonując różne czynności w życiu codziennym jak np. praca z... łopatą. Tak, z łopatą. Bez problemu pracują rzeczoną "na obie ręce". W sporcie - głównie z tego powodu, nie pociągał mnie tenis ziemny.

Ogólnie rzecz biorąc wszelkie dysfunkcje w obrębie stawów, wynikają z ograniczonego (jakimiś przyczynami) zakresu ruchów w nich. Przywrócenie pełnych zakresów jest teraz moim indywidualnym zadaniem a na niektórych odcinkach zaniedbania są ogromne. Fchuj roboty przede mną.

Ostatni problem, to jak gospodarować na wycieczkach witaminami? B1, B2, B6, B12... na wieczór:) Może wcześniej przyjmować? Co z kwasem foliowym czy pantotenowym, niacyną...? Tyle tych witamin potrzebnych...;D
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
No i przyszli dzisiaj pierwsze fanty z ali dla Redzisława i duże rozczarowanie... Zamówienie zrealizowane super ale dałem dupy z klikaniem przy nim, na rozmiar torby pod ramę. Miast największego klikłem najmniejszy... A taki już byłem amerykansky...;D
No, to będę miał dwa.

W każdym razie domówiłem rozmiar właściwy i chyba skuszę się na śpiwór puchowy z kitajską gęsiną.

Edycja:
Po przymiarkach tego, czym dysponuję, zdecydowałem się na:
Standard 600g

Kombinowałem z sakwami ale zdecydowałem się na:
Torba podsiodłowa 12l

W rozważaniu coraz poważniejszym:
1. "Obsługa" przedniego widelca
klik

Gluteus Magnus już do siebie doszedł, co mnie niezmiernie cieszy, bo będę mógł się niebawem poznęcać nad ciałem znowu.
« Ostatnia zmiana: 29 Kwi 2023, 12:35 Darek Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Jest plan na drugą połowę tygodnia, z nadzieją, że Baronowa weźmie sobie do serca, że w jej wieku harce i kombinowanie z pozycjami, to z umiarem.
Wymyśliłem sobie banalny test* "nadwyrężonej" Baronowej i z niego wynika, że Pan Witkus musi się przesunąć jeszcze ciut do tyłu. Niestety będzie to wymagało zmiany sztycy, bo zakres regulacji Na Panu Witkusie się skończył.

Czy szanowni drodzy  i tani byliby wstanie coś polecić, bez specjalnego szastania biletami BP?

Plan jest by "spłynąć z prądem" Wieprzy, oczywista jak najbliżej brzegu, możliwie z dala od ścieżek rowerowych, traktowanych jako półka wyżej w komforcie. Więc w grę wchodzą ścieżki/szlaki piesze w zdecydowanej przewadze.
Tren przywieprzowy mocno nieucywilizowany jest i tu w stosunku do Doliny Słupi - szereg plusów do kwadratu. Z lektury spływów jasno wynika, ze cywilizacyjnie mało z tego szlaku wodnego wynika. Z tego wynikania dlatego jedynym cywilizacyjnym obiektem, którym będę architektonicznie zainteresowany, to Stary Kraków. Już sama nazwa tego przysiółka - zobowiązuje do odwiedzin.
https://pl.mapy.cz/s/mosoracude



Może kto zorientowany biegle jest jaki zestaw map papierowych najlepszy dla Podróżnika Witaminowego będzie, obejmujący: Pojezierze Bytowskie, Wysoczyznę Polanowską i Równinę Słupską?
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
No i elegancko.
Mapy odebrane i dwie prawie w całości obejmują Wieprzę. Rozważam jeszcze wariant alternatywny. Z Miastka wzdłuż Studnicy "wjechać" w Wieprzę i dalej już z jej prądem.
Tak czy owak zapowiada się interesująco, bo spodziewane są lokalne spadki temperatury nawet z przymrozkami w nocy.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna maper

  • Wiadomości: 1680
  • Miasto: Straszyn
  • Na forum od: 15.02.2016
Rozważam jeszcze wariant alternatywny. Z Miastka wzdłuż Studnicy "wjechać" w Wieprzę i dalej już z jej prądem.

Gdybyś szukał miejsca na nocleg nad Studnicą, to niespełna 5 lat temu trafiłem na taką wiatę:

 Wiata jest/była 500 metrów na wschód od rzeki, nad niewielkim stawkiem, lekko w bok od drogi gruntowej, która biegnie wzdłuż Studnicy. Dokładnie w tym miejscu:
https://mapa.ump.waw.pl/ump-www/?zoom=13&lat=54.15127&lon=16.89738&layers=B000000FFFFTFF&mlat=54.13833&mlon=16.89177

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Studnica kusi, jutro w PeKaPe podejmę decyzję. Akurat dzisiaj Wieprza wygrywa:)
Początek tygodnia upłynął ma nauce jazdy rowerem wnuków. Nauka zakończona sukcesem. W ramach sukcesu dzisiaj zakupiłem wnuczce używkę meridę matts j. 24 rocznik 2020 oraz bilet na jutro.
Marysia będzie wdrażana do dziadkowego rowerpaku i terenowych wycieczek.

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Gdybym kupował śpiwór dzisiaj, zaoszczędziłbym jeszcze 50zł albo w tej cenie miał puchu 800g.
To takie dobre info na przeziębiony poniedziałek.

Bo tak.
Zanim wyjechałem - się przeziębiłem. Pogoda ch...wa od środy (bo tyle pamiętam). We środę - odbierając mapy od Mapera, przejechałem się na zakupy rowerem jadąc tylko w polarze na krótki rękaw i to wystarczyło. W czwartek rano - nos zapchany.
Tym niemniej spakowałem się i byłem gotowy wpakować się w piątek do regionalnego pekape o 9:16 z przesiadką w Słupsku do Miastka, gdzie przybycie kolej zapowiedziała na 12:45.

W tej relacji użyję kilka razy słowa: kurwa.
Pierwsza kurwa padła, kiedy jechałem do Sopotu na pociąg. Jadę sobie z mordewindem lodowatym i mówię do siebie:
- O kurwa...
Ale człowiek, który 60 lat przeżył z latającymi kurwami w powietrzu, nie czyni tego w sposób dramatyczny, dodając wykrzykników, wydłużając "a" czy coś. Po prostu stwierdzasz fakt, że żyjesz i to jest gut. Dodam, że wyrażenie "o kurwa" z zapchanym nosem, brzmi inaczej niźli z niezapchanym. Rezonuje pod beretem ciepłym basem.


I tak dźwięcznie zameldowałem się na dwie minuty przed odjazdem na dworcu w Sopocie.

W tym momencie mego stanu przeważała jeszcze Wieprza.
W pekape studiując maperowską mapę, która nie obejmuje kawałka Wieprzy (od źródła) bardzo ładnie prezentowała się Studnica. Skoro tak, to wystarczy jeden przystanek na gapę i ze Słosinka już tylko kilka km do źródeł rzeczonej.
To, co mnie przekonało najbardziej, to fakt, że klasa czystości Studnicy jest wyższa od Wieprzy. No i fakt drugi, że "stan zdrowia" nie do końca gwarantował kontynuowanie ekskursji dnia następnego.
Zadanie postawiłem sobie więc następujące: robię Studnicę do Wieprzy (jeden nocleg i tak obowiązkowo) i w każdej chwili mogę zagadnienie zakończyć, bo Studnica płynie wzdłuż linii kolejowej a i Wieprza kawałek też.

Dojeżdżając do Słupska pytam się konduktora, z którego peronu odchodzi ten do Szczecinka?
- Z drugiego. odczujesz pan różnicę.
Dlaczego?
- Jak pan zobaczysz, to będziesz pan wiedział - dlaczego.
Faktycznie, wsiadałem do dziwologą ale np. w towarzystwie kobiety mniej niż średnim wieku, eleganckiej rowerzystki z eleganckim gravelem, wyposażonym w sakwy ortlieba i parę innych przydasiek. Elegancka rowerzystka ubrana w markowe, rowerowe ciuchy prezentowała się naprawdę znakomicie. Zgrabna i powabna. Nie miała tylko jednego gadżetu. Takiego, którym mogła by przypiąć do rury rower, by nie pilnować jego równowagi ale...
...ten gadżet miałem ja. Kawałek taśmy zwieńczonej aluminiową klamrą samozazciskową.
Pani zgrabna i powabna zapięła wdzięczna rower a ja skupiłem się na mapie.

Drugą osobliwością, była pani konduktor.
Na tych bardziej prowincjonalnych liniach, konduktorzy są tacy bardziej jowialni a ta - typowa służbistka. Sprawdza bilety i takim dość opryskliwym tonem żąda dowodów do zniżek.
- Poproszę dowód!
Aaa... zawieszam głos. Czyli ja nie wyglądam na seniora? Bardzo mnie to cieszy.
- A co to, ja mam w oczach jakiś skaner (użyła innego słowa), skąd mam wiedzieć ile klient ma lat?
A co też pani opowiada! Każda kobieta ma taki skaner.
- Ja nie mam! Od tego jest dowód.
Gdzie tam... Chłopów łapiecie w sidła nie pod dowodzie osobistym przecież:)
No i ludzie (a dość tłoczno było) w śmiech. Pani konduktor też się uśmiechnęła.

Wysiadając w Słosinku rzuciłem pani konduktor grzeczne: do widzenia, bo kto wie... Lepiej być grzecznym i miłym.
Wysiadając w Słoninku od razu mi się tu spodobało. Każda droga wychodzi na pole. Zaraz za wsią wypada zsiąść z roweru i wepchnąć go piaszczystą, gruntową drogą na słosinkowe plateau.

 
Z kadru wypadła ogromna wieża przeciwpożarowa (z turystycznym schronem).

Ponieważ wieże widokowe stricte nie są moim celem i to i ta nie była ale zapodaję temat z kronikarskiego obowiązku. Może Podjazdy wie, co tam w lesie piszczy?
Jedno wiem. W otwartym terenie będę się zmagał ze skutecznym wmordewindem, co nie jest takim problem ale on skuteczność potwierdzał arktycznym pochodzeniem.
Ja trzymam się kilku zasad (które nabierają coraz bardziej zdefiniowanych konkretnie kształtów).
1. Dotrzeć do bezpośredniego źródła.
2. Trzymać się jak najbliżej nurtu.
3. Unikać nie tylko asfaltów ale i ścieżek rowerowych. Bardzo dobre są szlaki piesze.
3. Dotrzeć do ujścia.
4. Nic na czas. Jedyne odstępstwo - kiedy trzeba zdążyć "na ostatni pociąg".

By dotrzeć do źródła...

...trzeba wbić się na Szlak Doliny... Brdy.


Lepiej też nie gubić okularów, by się potem po nie cofać np spod źródła.


A źródłem Studenicy jest rzekomo jezioro Studeniczne Małe.

Nie wiem, jakie są kryteria "źródła rzeki" (ale się dowiem), bo te jezioro jest zasilane spora liczbą cieków....

...jak choćby tym. Akurat Redzisław przeciwpołożnie stanął.

Szlak prowadzi północnym brzegiem, to ja jadę południowym.

Towarzyszą mi dorodne buki.


Pomiędzy nimi Studeniczne Małe.


Przede mną kolejny ciek (a kilka za mną) i to kolejny, który trzeba pokonać na kołach. Akurat myślałem, że to już Studenica ale by tak było, musiałby płynąć w drugą stronę.

Miejscami jest zjawiskowo wręcz.

Studenica właściwa.


Z Małego tuż za rogiem Studeniczne jezioro, jako kolejny przystanek dla rzeki.

Na tym odcinku spokojna, do samego Miastka, które już o rzut beretem. Za Miastkiem pokazuje swój prawdziwy, kobiecy charakter. Staje się rzeką górską i jednocześnie wyzwaniem dla kajakarzy amatorów. Za miastem czekają na nich liczne bystrza, zwalone drzewa...
Ja zaś trzymając się tego nurtu jak najbliżej wbijam tymczasem w... podwórze gospodarstwa. Potulnie przez nie przejeżdżam, bo od razu wpadam na psy.



W Pięknych dwudziestoletnich Hłasko (który przybrał szaty głównego bohatera) trafia w pewnym momencie swej drogi na brytana. Główny bohater wie, że to jego koniec, bo na głównego bohatera zawsze rzucały się psy. małe, średnie, duże... I nigdy w celach towarzyskich.
- O kurwa... rzucam w duchu, bo mam tak samo.
Nadawałbym się do stawiana chorych psów na nogi.

O dziwo brytan (w książce) zachował się totalnie odwrotnie. Nie chciał bohatera zagryźć, tylko towarzyszyć mu.
Ten gagatek, a właściwie gagatkowa o dziwo - mi także.
No to mówię do niej:
- Szukaj Studnicy! Szukaj!


No to prowadzi mnie przez te pola. Znaczy stamtąd.


No i proszę...

Tymczasem...

...przyjazna Gagatkowa prowadziła mnie bardziej psim szlakiem niż ludzkim i właśnie chciałem ją poprosić o małą korektę, bo dalej tak już nie bardzo w tych chaszczach i błocie, kiedy nagle...

Słyszę najpierw okropne ujadanie, potem "galop" ale taki bardziej "koński" niż psi...
- O kurwa!
O parę kroków w pełnym galopie owym mija mnie... dzik. Stoję oniemiały...
Za nim Gagatkowa pędzi jak kowboj poganiając bydło.
Nie zdążyłem się przestraszyć ale tak mi się przez moment miękko zrobiło.




Dwa ujęcia z moim przewodnikiem.
Kochana... Na suche mi trzeba.


Na suche! Te kobiety...



No i tam mnie moja przewodniczka wyprowadziła na rogatki Miastka. Konkretnie na piękną hacjendę, której strzegły dwa wilki. Tam się psy wdały w poszczekankę więc ja ruszyłem dalej sam, na zakupy.

Jako, że wycieczka przyrodnicza w konstelacji do wyboru miałem: biedronkę, żabkę stokrotkę, mrówkę. Wybrałem owada co walczy z mszycami. Bo ponieważ śmietankę do kawy 250ml 12% tam kupię najtaniej (a potrzebna do kawy). Ale to nic... Kasztelany w puszce, w promocji były... Nie dwa, nie cztery... tylko sześć. Co zrobić...?


Byłem zmuszony skorzystać.

Dzisiaj na kolację będą flaki i piwo. Woda do kawy na jutro.
No to ruszam na północ. Trzymam się prawego brzegu, by gdzieś za Łodzierzą połączyć się z czarnym szlakiem na chwilę.
Po drodze mijam przystań kajakową. Studenica płynie tu jarem i jak piszą kajakarze - łatwa nie jest.
Mi też nie jest łatwo bo ścieżką dla kóz dojeżdżam do dawnej linii kolejowej Miastko-Bytów, przecinając ją starym, kamiennym przepustem.


Miejscami po wale kolejowym biegnie obecnie ścieżka rowerowa. Nic nie wiem o stanie jej nawierzchni.


Cisza spokój. Z każdym kilometrem oddalam się od drogi nr 21, która generuje duży hałas.


Cudownie. Zaczyna przebijać się słońce.

Absolutnie nie mam ciśnienia na żadne kilometry. Trochę nadbagażu targam więc powoli rozglądam się za jakąś miejscówką na nocleg. Te sześć browarów trzeba trochę rozłożyć w czasie:)


Tu nie bardzo, do tego jeszcze ciut za wcześnie.


I te dębostany...

Odbiłem już z czarnego szlaku na leśne ścieżki, bo potencjalny biwak wypatrzyłem na północnym fragmencie polany graniczącym z lasem i rzeką. Jeżeli słońce wyjdzie, to może mi tam towarzyszyć do zachodu słońca.

I na tej polanie...

...melduję się przed 17-stą.

Z dobry kwadrans wybieram między dwoma faworytami. Przyjemniejszy plac na pierwszy rzut oka, bardziej podatny na wiatr a ten jest lodowaty.


Wybieram towarzystwo bobrów. Zawsze to raźniej w grupie.

Ten faworyt...

...upadł.


Szybki browar i szybka kąpiel. Nurt wartki.


No to jestem w domu:)

Co mnie zaskoczyło trochę, ściółka już sucha. Rozpalenie ogniska od jednej zapałki. Materiał na ognisko dostarczyły bobry:)
Sączę sobie browarki niespiesznie, literaturuję się i harmonijkuję. Znaczy uskuteczniam sztukę.


Cała Polska czyta bobrom Marka Twaina.

"...Pan Bixby pociągnął za linkę i w noc popłynęły dwa głębokie, miękkie tony wielkiego dzwonu. Potem nastąpiła pauza i z nów jedno uderzenie. Z pokładu sztormowego zabrzmiał głos strażnika:
- Sonda lewa burta! Sonda prawa burta!
Z oddali dobiegały głosy sondujących, a marynarze na sztormowym pokładzie podawali je chrapliwie z ust do ust:
- M-a-r-k three! Maa-r-ka-a trzy!... Dwa i trzy czwarte!... Dwa i pół... Dwa i jedna czwarta!... M-a-r-k twain..."

Zasłuchane bobry stadnie przycupły przy brzegu. Nagle ten najmniejszy z nich, bardzo podekscytowany powtórzył:
- M-a-r-k twain to... Mark Twain!
Polana zalana została blaskiem. Obejrzałem się za siebie... Wziąłem harmonijkę i zaintonowałem znaną piosenkę dla dzieci i bobrów:
Pora na dobranoc,
bo już księżyc świeci.
Dzieci lubią bobry,
bobry lubią dzieci...


Koniec części pierwszej.
« Ostatnia zmiana: 8 Maj 2023, 16:30 Darek Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Kobieta magdad

  • Wiadomości: 1489
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 17.08.2006
    • http://www.bajkers.com
Lubisz kawę z gazowaną wodą?

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum