Cześć można powiedzieć, że moja pierwsza taka wycieczka ale i pierwsza relacja, nie mam wprawy w pisaniu takich opowiadań a i czasu już sporo minęło więc pewnych rzeczy moge nie pamiętać z dokładnością. Mam nadzieję miłej lektury dla kogoś kto zdecyduje się przeczytać.
Od dłuższego czasu planowałem sprawdzić czy jestem już w stanie przejechać nieco ponad 300 km na raz, jak to się mówi longiem. Do tej pory robiłem dużo tras 100km jak i 200km, gravelem w terenie mieszanym, miałem także zaliczone kilka startów w zawodach o podobnych dystansach a zatem logika i doświadczenie podpowiadały, że jestem w stanie to zrobić. Oczekiwałem dobrego momentu, w zasadzie pogody bo wiemy jaki był ten rok, dla mnie odpowiednia pogoda na duży wysiłek, rekordy to w przeciwieństwie do wielu upał. Najlepiej 30 stopni, a że postanowiłem to powiązać z dniem plażowania tym bardziej mi na tym zależało. Prognozy (w które coraz trudniej wierzyć) sugerowały, że ostatniego dnia czerwca oraz 1 dnia lipca będzie tak jak bym sobie tego życzył. Decyzja zapadła w niedziele 29 czerwca. Kolejną dla mnie trudnością mogło okazać się to, że planowałem jechać przez noc wstając tego dnia o normalnej dla mnie porze czyli okolice godziny 7:00, plan startu był na godzinę 21:00. Obawiałem się, że funkcjonowanie w ciągu całego dnia zmęczy mnie trochę i będzie się ciężko jechało, obawy były niepotrzebne. Zgodnie z planem 30 czerwca o godzinie 21:00 ruszyłem z domu. Plan był prosty z okolic Kórnika pod Poznaniem gdzie mieszkam dojechać do Kołobrzegu najlepiej do godziny 12:00, gdyż byłem umówiony na miejscu z żoną na plażowanie. Ułatwieniem miało być to, że tym razem wyznaczyłem trasę w 100% asfaltową. Miała to być moja pierwsza tego typu trasa w życiu. Do tej pory nawet przy dystansach 200+ zawsze były to mieszane drogi. Wybiła godzina 21:00 zatem ruszam.
Pierwsze kilometry nie należą do moich ulubionych bo są to trasy które znam bardzo dobrze: Po kolei Radzewice, Rogalin, Puszczykowo, potem Przeźmierowo i wyjazd w stronę Szamotuł na Chyby. Odtąd ruch zdecydowanie zmalał i z każdą minutą stawał się coraz mniej uciążliwy. Okazało się także, że między miejscowościami jest sporo dróg rowerowych dobrej jakości z których korzystałem. Chciałem jechać z małą ilością postojów miałem na trasie zaznaczone 2 stacje benzynowe na których chciałem uzupełnić wodę ewentualnie coś zjeść. Pierwsza w miejscowości Lubasz na ok setnym kilometrze oraz Drawsko Pomorskie na ok 210-215 km. Nadmienię, że trasę wyznaczyłem inaczej niż większość ją pokonujących, bo zamiast przez Czarnków, Trzciankę Wałcz(niedługo później jak się okazało i w te okolice zawitałem) to przed Czarnkowem odbijałem na zachód w kierunku Krzyża Wielkopolskiego by w Wieleniu odbić "do góry" na Człopę i Mirosławiec mijając od wschodu Kalisz Pomorski. W trasie pogoda dopisywała, nie było wiatru a jeśli już to delikatny i sprzyjający, jednak z każdą godziną czy też nawet co pół temperatura spadała mniej więcej o stopień. Ruszając z domu w krótkich ubraniach przy 22 stopniach już po 700m zdecydowałem ubrać się cienką bluzę która dawała mi więcej komfortu. Jechało się bardzo przyjemnie ale średnia prędkość była za wysoka co mnie zaskoczyło ale i zaniepokoiło, bo wydawało mi się, że pierwsze kilometry wyszły za szybko, zwolniłem starając się nie przekraczać 25km/h. Niespodziewanie dla mnie okazało się, że na ok 80 km nie mam już wody w bidonach a miałem razem 1,5l co zazwyczaj wystarczało na nieco ponad 100 ale nie tym razem. Na szczęśnie wiedziałem, że niebawem będzie stacja. Gdy wjechałem do Lubasza było już po północy. Miasteczko wydawało się wymarłe, miałem wrażenie, że nikt tu nie mieszka, nikogo nie było na ulicach, w oknach nie świeciły się światła,"- no dziwne" pomyślałem, no ale co? czas poszukać stacje i napełnić bidony. Niestety nie zaznaczyłem sobie miejsca gdzie ta stacja jest dokładnie sądząc, że będzie przy trasie. (Rzadko studiuje trasę przed wyjazdem wychodząc z założenia, że co będzie to będzie.) Myliłem się, chwilę pokręciłem się po miejscowości w poszukiwaniach ale nie chciałem tracić czasu i zdecydowałem jechać dalej, zatrzymując się tylko na chwilę by ubrać nogawki które sobie naprędce wyciąłem z lycry do biegania przed wyjazdem z domu. Było ok 14 stopni. Ruszyłem dalej martwiąc się trochę o brak wody, bo przecież do planowanego Drawska nie dojadę na sucho. Musiałem liczyć, że coś będzie po drodze. Jadąc tak mimo braku picia w bardzo dobrym humorze włączyłem sobie na słuchawkach to co lubię słuchać i połykałem kolejne kilometry wypatrując stacji. Wtem w oddali zobaczyłem pylon, pomyślałem że fajnie, bo jestem uratowany, nie wygląda jakby było daleko. Jednak mijały kilometry, jedna wioska, druga wioska, kolejna a ja cały czas widzę te światła pylonu ale stacji nadal brak. To raczej nie były zwidy jeszcze nie ten stan

, do dziś nie wiem co to było ale na pewno nie stacja. Na szczęście w okolicach kilometra 120 wyłonił się Orlen. Ale zaraz zaraz czy ja znam tę stacje? Wydawała się znajoma, Wieleń czy coś mi to mówi? Oczywiście przecież na początku sezonu startowałem w Pyra Trail w Sierakowie organizowanym przez KBR i trasa wiodła przez tą miejscowość, potem okazało się, że byłem tam także wcześniej z moim kompanem rowerowym który w tamtych rejonach mieszka i co jakiś czas zapuszczamy się w te okolice.
Zawitałem na stacje uradowany, stwierdziłem że zrobię tu chwilę odpoczynku wypiję kawę oraz zjem zapiekankę, niestety musiałem pocieszyć się jedynie hot dogiem bo obsługa nie była skora by ją podpiec. Po ok 30 minutach, najedzony, napity z uzupełnionymi bidonami oraz zapasem dodatkowym w postaci małej butelki wody w tylnej kieszonce ruszyłem dalej. Zdziwiony byłem bo od dłuższego czasu nie widziałem żadnego samochodu, ani mnie nie wyprzedzał ani nie jechał z naprzeciwka, "- to fajnie" pomyślałem. Jadę dalej minęło ok 6-7 h odkąd wyjechałem z domu a czułem się cały czas bardzo dobrze a nawet świetnie, kierowałem się do Drawska by tam zawitać na kolejnej stacji, powoli robiło się jasno, do godziny 4:00 nie widziałem na trasie żadnego auta. Jednak chwilę po 4:00 gdy w zasadzie było już jasno spotkała mnie dziwna jak wtedy to interpretowałem historia. Otóż jadąc prostą drogą gdzie po obu stronach są drzewa nagle w odległości ok 300 m wyłania się samochód, chciał włączyć sie do ruchu wyjeżdżając z poprzecznej. "Puściłem" pedały aby ułatwić kierowcy ten manewr ale widzę, że kierowca czeka. Myślę, po co? Po co mnie zaraz wyprzedzać jak miejsca przede mną opór a na drodze tylko ja. Przejechałem obok niego i wtedy wyjechał. Dogonił mnie i zwolnił do mojej prędkości jadąc tak spory kawałek był ok 100m za mną i utrzymywał ten dystans. Godzina nieco po 4:00 tylko ja i on, wokół pola,
"- dlaczego on jedzie za mną?!?" Nie wiedziałem co myśleć, może mnie rozjedzie dla zabawy, świadków przecież nie będzie a świrów nie brakuje. Sytuacja wyjaśniła się ok kilometra dalej gdy minąłem po prawej stronie człowieka właśnie gaszącego papierosa. Wtem mnie olśniło
"-pewnie jedzie po niego i jadą do pracy, w końcu to zwykły wtorek" i było tak rzeczywiście. Po kolejnych dwóch kilometrach już we dwójkę w samochodzie wyprzedzili mnie i popędzili w sobie znanym kierunku. Jadąc dalej podziwiałem piękny wschód słońca, napawałem się samotnością oraz tym jak super się takie nocne trasy jeździ i nadal czułem się świetnie. W okolicach godziny 6:00 zatrzymałem się na kilkadziesiąt sekund za potrzebą i gdy ruszyłem okazało się, że jest bardzo zimno, podczas bezwietrznej pogody i w ciągłym ruchu tego nie czułem ale po krótkiej przerwie zastanawiałem się czy nie ubrać czegoś jeszcze. Kliknąłem w licznik by przesunąć stronę z temperaturą a tam 8 stopni! Czyżby pogoda znów się nie sprawdziła? No cóż, nie zdziwiłbym się wcale. Jak dla mnie mało w tak skąpym stroju ale stwierdziłem że jeśli znów się za chwilę nie rozgrzeje to dopiero coś ubiorę na razie jadę, no i się rozgrzałem. Tutaj spotkały mnie bardzo fajne fragmenty drogi, jazda przez bardzo malownicze lasy, małe ukryte budzące się ze snu wioski i coraz bardziej pofałdowany teren. Mogłoby się wydawać, że nad morzem nie ma gór no i nie ma ale ten kto jeździł w te rejony lub pokonał taki maraton jak pom500 zaskoczony nie będzie. Jednak to nic, siły są a w nodze poczuć trzeba. Od jakiegoś czasu czuje, że czas zatrzymać się za potrzebą ponownie ale podjazdy zachęcają by się nie zatrzymywać, za każdym kolejnym tylko jedna myśl "jeszcze jeden i stop, ok to jeszcze jeden i jeszcze" i tak dojechałem na stacje do Drawska. Niestety ostatnie kilometry przed nie były tak bezludne a w zasadzie "bez autne" jak wcześniej. Trasa poprowadziła mnie na bardzo ruchliwą drogę przecinającą poligon, droga 175 z miejscowości Pożrzadło Wielkie do krajówki nr 20 prowadzącej już do Drawska. Bardzo wiele aut zmierzających zapewne do pracy nie będzie moim najlepszym wspomnieniem zwłaszcza, że spory ruch z obu stron powodował, iż ustawiały się za mną "pociągi". Nawet jak w miarę możliwości starałem się zjeżdżać by nie przeszkadzać kierującym to nie każdy wyprzedzał. Często czekali na wolny pas przeciwległy. Na szczęście to był tylko ten odcinek. W Drawsku zgodnie z planem przycumowałem na orlenie by zjeść i wypić a także skontaktować się z żoną która to miała wyjechać na tyle wcześnie by o umówionej porze być w Kołobrzegu. Niestety korki, remonty na trasie bardzo ją zwolniły a mnie zmusiły do dłuższego niż planowałem pobytu na stacji gdyż chcieliśmy się zgrać na tyle by dojechać o podobnej porze. Po ponad 40 minutach opuściłem stacje, wjeżdżając na nią pamiętam że było już blisko 18 stopni i bardzo słonecznie, wyjeżdżając w słońcu było już ponad 30, zatem znów można było jechać na krótko. Było to 215km trasy i 11h po wyjeździe z domu. Do celu pozostało niewiele, w krajobraz już wplątywały się wiatraki które kojarzę ze zbliżającym sie wybrzeżem, droga znów stawała się płaska a promienie słońca i dobra pogoda zachęcały do pedałowania. Wreszcie dotarłem mimo, że czułem już zmęczenie to nie było tak jak sobie to wyobrażałem, że resztkami sił dotrę na plaże jeszcze co nieco mocy zostało.
Byłem z siebie zadowolony i nabrałem chęci na kolejne takie wyjazdy, spodobały mi się nocne asfaltowe eskapady i doszło do mnie, ze chyba czas na rower szosowy.
Dystans pokonany to 305 km
srednia predkosc 22,8
czas jazdy 13,26
czas brutto 15,44