Czasem na wyprawie zdarza się, że rozejdzie się przetarty (np. od bikepackingu) pancerz przerzutki. Linka wyłazi na zewnątrz między drutami, przerzutka nie działa, trasa interwałowa w terenie, trzeba mocno wachlować wózkiem, jak żyć?
Rozwiązanie jest banalnie proste i bardzo trwałe, a mianowicie zrzucamy przerzutkę tak, by linka mieściła się w wiązce drutów, które stanowiły pancerz, układamy na spokojnie te druty elegancko dookoła linki (uwaga na komary), na to ścierwa czarnej osłonki pancerza, owijamy całość taśmą izolacyjną (dokładnie, powoli, z marginesem co 2-3 mm - nie robimy fałd zabijając komary), jak już nawiniemy spory rogalik taśmy (min. 20 rund) to elegancko zaciskamy zipy i robimy pięknego jeżyka. Zipy nawijałem na tę samą stronę, aby potem kombinerkami je razem chwytać i przeskakiwać o ząbek. Dopóki nie przerwiemy ciągłości drutów w pancerzu, rozwiązanie jest bardzo trwałe. Można tak jeździć w teorii latami, ale ja tylko dwie górskie wyprawy z tym puściłem, potem znalazłem chwilę czasu i ogryzek pancerza na naprawę.
Trwałość bardzo wysoka, zostawiamy końcówki zipów do regulacji, można je wsunąć pod sakwę przednią. Jeżyk tylko raz musiałem podciągnąć, a tak to trzymał elegancko, tak samo precyzyjnie jak pancerz.

W bagażu jest zawsze sporo zipów i taśma izolacyjna.