inwentaryzacje dnia wczorajszego: 256 km, 3 gminy, dwa króliki, ok. 35 saren, jedna łania, jeden bocian, jedna wiewiórka i jeden zdziwiony woźnica wieczorową porą, 47 rozjechanych żab /nie przeze mnie/.
scenka rodzajowa: sklep w woli wydrzynej, południowe wybrzeże pge bełchatów /zapis dosłowny/.
[on, lat wiele]
skąd jedziesz?[ja, jedząc batonika]
z łodzi.[on]
nie żartuj sobie! skąd jesteś?[ja]
no, z łodzi.[on]
pierdzielisz! masz tu rodzinę?[ja]
nie.[on]
gdzie będziesz spać?[ja]
wrócę do domu, do łodzi.
[on]
nie pierdziel! jak do łodzi?! stąd?![ja]
tak, lubię jeździć na rowerze.[on patrząc na swój rower, w którym - sądzac po kolorze - nie nasmarował łańcucha od nowości - minionej dobre 40 lat temu]
też lubię! i pierdzielisz! jak będziesz jechać?![ja]
przez zduńską wolę.[on]
no pierdziliesz! jedź przez bełchatów![ja]
już byłam w tamtych okolicach dzisiaj.[on]
no...!pożegnałam się i pojechałam. było coś jeszcze o tym, że kask psuję fryzurę, że łodź to złe miasto jest, i że mafia, i szwaby /to akurat w szczecinie/, ale nie chciało mi się tego spamiętywać dokładnie

.

dziwle - mokradła

prawdziwa egzotyka!

mustang w środowisku naturalnym

łęczyska, dalej nie było już niczego

brutus, droga dla vipów


brutus, pocztówka z uluru w tle

za polami, za brutusami, pół smoka zza krzaka

marcelin - hiszpański!

świecka tradycja - burger za 3 zeta w zduńskiej woli /ale coraz mniej mi smakuję zmielona tektura/