Wywaliłam się w sobotę, porządnie stłukłam bark i łokieć , bo ręka przyjęła cały impet lotu przez kierownicę.
A było to na czwartym kilometrze wycieczki. Przez własną głupotę.
Opłukałam się w Kanale Gliwickim, podkuliłam ogon i wróciłam do domu.
Całe szczęście, że nic więcej nie uszkodziłam, bo przecież "zaraz" jadę w góry na rower !
Dzisiaj znowu rowerowe "do i z pracowe", a bark boli cholibka...