Tym razem wyruszyłem z Długopola Zdroju. 7:53, było jeszcze ciemnawo, śniegu brak, powoli wytaczałem się z wioski w stronę Przełęczy Nad Porębą. Do kościoła w Porębie nachylenie było niezbyt duże, powoli pojawiało się oblodzenie a po nim śnieg. Od kościoła już nachylenie pokazywało 10 i więcej %, ale powolutku parłem przed siebie. Nie miałem gdzie się śpieszyć bo zaplanowałem sobie powrót pociągiem z Polanicy Zdrój o 15:04. Przed samą przełęczą na serpentynkach zatrzymywałem się niezliczoną ilość razy by podziwiać okolice korb roweru....


Za przełęczą "Autostrada Sudecka" wygląda jak lepsza droga leśna - słabo rozjeżdżona, nie posypane, koła tańczą przy +15km/h
Na szczęscie szybko docieram do zielonego szlaku rowerowego, a jadąc nim niedługo do niebieskiego pieszego którym rozpocząłem wspinaczkę pod Jagodną.

Po około 30 min mordęgi docieram do pierwszej górki (bez nazwy), a dalej na Jagodną to już jest autostrada. W najgorszym momencie było 14,1% więc jakby nie wczorajsza wycieczka to bym pewnie wjechał bez trzymanki.... hehe


Obok wieży jest bramka budowanego singla ale nie zjeżdżałem tamtędy bo raz że nachylenie spore, a dwa - niebieski szlak to jak już wspomniałem wcześnie - autostrada. Do Spalonej dojechałem już nieco zziębnięty. Palce miałem niezbyt ruchliwe, a zjeżdżania miałem jeszcze sporo. Lekko też mnie kuło z głodu. Dalej zjechałem na Młoty. Tam już straciłem czucie w palcach. Ręce miałem jak przyspawane do kierownicy.
Ruszyłem w górę w stronę Przełęczy Pod Uboczem, ale szybko wymiękłem. Kręciło mi się w głowie, żołądek bolał, ręce jak z kamienia, kryzys na maksa. Zjadłem przymarznięte gofry, popić nie było czym bo bukłak zamarzł, pomyślałem że pora odpuścić.
Ruszyłem więc powolutku na Bystrzycę. Nie rozpędzałem się nawet do 15 bo była niezła szklanka, jakbym się przewrócił to nawet nie miałbym się czym podeprzeć bo ręce przyspawane do kierownicy. Do tego czym wolniej tym mniej się marznie. W Starej bystrzycy powoli wyłania się słoneczko, a w Bystrzycy kończy śnieg. Na peron dojechałem o 12 i okazało się że pociąg będzie dopiero przed 15.
Jako że już lekko odmarzłem postanowiłem że na spokojnie mogę podjechać do Międzylesia.

Jechałem drogami gminnymi wzdłuż Nysy Kłodzkiej. Czarny asfalt, wiatr w plecy i słoneczko to jest to! Odżyłem trochę i na skrzyżowaniu w Długopolu Górnym zobaczyłem że mogę odbić na Różankę a tam są jakieś tajemnicze serpentynki. Jako że ja lubię serpentynki to nie mogłem sobie tego odpuścić. I znowu zaczął się lud, śnieg i ból ud. Ale było warto.

Ostatecznie na dworzec w Międzylesiu dotarłem pół godziny przed pociągiem, więc się zbytnio nie namarzłem i jako że podjechałem aż tutaj to mogłem sobie dłużej pospać w pociągu.
Pozdro

