Widziałem anioła na rowerze. Dwukrotnie - wczoraj i dzisiaj.Wczoraj anioł (blonddoskonałość płci żeńskiej) sprawnie kręcił korbami na łagodnym, ale długim podjeździe, a kawałek za nim, sapiąc i coś bełkocząc pod nosem, spocony tłuścioch pchał rower. Taki bardziej ogr niż ogier, na moje oko.I dzisiaj ich spotkałem ponownie. Ogr w siodle i nawet dawał radę nadążać za aniołem, ale ja skręciłem w prawo, oni w lewo i nie wiem jak się sytuacja rozwinęła. Tyle miałem z tego anioła. Poza tym, dwukrotnie zagadnąłem do nieznajomych osobników.1. Rowerzysta pchający rower. Zapytałem, czy nie potrzeba pomocy. Nie potrzeba, żona już jedzie.2. Mężczyzna leżący przy drodze. Zgodnie z podejrzeniem okazało się, że nie ma problemów zdrowotnych. Pojawią się pewnie jak zacznie trzeźwieć.Zsiadłem z roweru, podchodzę i mówię:" Kierowniku! Mistrzuniu! Żyjesz? W porządku jest?".Chyba po raz pierwszy widziałem taki wkurw w oczach Możliwe, że go co parę minut ktoś budził takimi durnymi tekstami, a chłop się chciał zwyczajnie przespać przed powrotem do domu. Katastrofa.
To koniec napedu z roku 1997. Szukam zastępstwa