Dzisiaj wybrałem się na deszczową wycieczkę. Celem było przejechanie pierwszych 100km w tym roku i przetestowanie wczoraj zakupionych przeciwdeszczowych spodni rowerowych.
Ruszyłem już o 8 rano zaraz po pobudce słoneczka. Całą noc popadywało, chmury były gęste, nisko zawieszone, wiatr silny - wyglądało to mocno niepokojąco. Szczególnie dla mnie, osoby która nienawidzi jazdy w deszczu. Ale no trudno.. postanowiłem to jadę
Celem podróży było dojechanie terenem do rezerwatu Grodzisko Ryczyńskie, a powrót miałem zaplanować po dotarciu tam.
Przejazd przez Wrocław był bardzo przyjemny ze względu na prawie zerowy ruch samochodowy o tej porze. Pieszych też było jakoś tak mniej.
Z Wrocka ruszyłem prawą stroną Odry na Opatowice w kierunku Siechnic. Wzdłuż szosy ciągnie się dobrze utwardzony wał przeciwpowodziowy, dzięki któremu można do minimum zmniejszyć udział szos w wycieczce to jeszcze praktycznie nie było na nim żadnych kałuż.

Za Siechnicami odbiłem na Lasy Siechnice gdzie najpierw niewinnie błoto zaczęło wyłazić spomiędzy płyt by po chwili brutalnie obsypywać mój rower i mnie z każdej strony.

Do stacji kolejowej Zakrzów Kotowice poruszałem się żółtym szlakiem turystycznym który widać jest mocno używany dla miejscowych MTBciarzy - jest tam sporo hopek, skoczni, ostrych zjazdów, podjazdów (coś jak górka w lesie na Osobowicach we Wrocławiu). To w połączeniu z rozmokniętym gruntem stworzyło niebezpieczny i trudny a zarazem bardzo pasjonujący tor.

Od stacji do prawie samej Oławy jechałem po wale przeciwpowodziowym. Co chwile trafiałem na ulewę, wiało mocno od boku, momentami w morde +10 pkt do samozaparcia. Za Oławą ruszyłem czerwonym szlakiem już po prawej stronie Odry prosto do celu. Na początku trasa nie rozpieszczała - większą część drogi zakrywały kałuże nie do ominięcia, do tego kawałek za Jazem Oława droga urwała się na 2km i trzeba było mi przebrnąć przez mocno zarośnięte pole w starorzeczu. Opłaciło się jednak bo po około 6km dojechałem do jakiejś głowniejszej drogi leśniej gdzie dało się mocniej rozbujać i po kolejnych 3km udało mi się osiągnąć cel

Spotkałem też po drodze miłego pana biegacza który mi wskazał drogę do Bystrzycy i przy okazji niemo pokazał mi jak wolno ja się poruszam

Byłem już dość zmęczony a godzina prawie 12 wykluczyła jakieś kluczenie bocznymi drogami więc od Bystrzycy ruszyłem już asfaltem do domu. Jeszcze udało znaleźć mi się jakąś żabkę - jak ja uwielbiam te sklepy, zwłaszcza w niedziele wolne od handlu. Moja woda w bidonie kompletnie nie nadawała się do picia bo nie dość że bidon cały w błocie to jeszcze jej temperatura mroziła mi gardło, a tak napojony witaminkami ruszyłem ostro w drogę powrotną.

Od Jelcza Laskowic sunąłem już ledwo ledwo, i asfalt już mi się zaczął nudzić więc najpierw w Gajkowie odbiłem na nieco dłuższą boczną dróżkę, a później w Kamieńcu Wr zrezygnowałem z przejazdu przez Wrocław główną drogą więc odbiłem na Łany a stamtąd wałem minąłem Las Starachowicki i centrum miasta. Jeszcze przed domem skoczyłem na myjnie bo luba by mnie gołymi rękami zabiła gdybym z tak ubłoconym rowerem wpakował się do domu

(tak wyglądał po pierwszych 30km, później było znacznie gorzej

)
Na koniec zrobiłem jeszcze rundkę po okolicy by dobić do 100km i ostatecznie statystyki wyglądają tak:
100,1km w 6h 49min
2400kcali
no i super garmin pokazał 800m wzniosu ale jakoś mi się w to wierzyć nie chce.
Pozdrawiam Krzysiek.
Ps. przepraszam ze tak długo
