Dziś nic, ale wczoraj wróciłem po 66 dniach rowerowej przejażdżki po ojczyźnie.
Pierwotnie miało być 44 dni, ale po rozmowach z pracodawcą ugięli się panowie i zgodzili na 80 dni poza firmą.
Było pomoże, kujawskie, wielkopolska, łódzkie, dolnośląskie, górnośląskie, opolskie i małopolskie.
Mieliśmy pecha do temperatur, jak tylko wjeżdzaliśmy w góry zaczynały się upały ponad 30 stopni.(co przy w pełni osakwowanych rowerach i podjazdach z prędkością 6-8 km stanowi wyzwanie)
Z tego powody Karkonosze podchodziliśmy na dwa razy.
Gminnie miało wpaść jeszcze ze 100+ gminek, ale zdarzenie losowo/zdrowotne syna przykrańcowało zamierzenia. Do w pełni zaliczonego w ubiegłym roku województwa pomorskiego doszły kujawskie, zachodniopomorskie, wielkopolskie i lubuskie.
Kilka dni daliśmy sobie odpoczynku. A, to dzień w energilandji a to w Raciborzu zmodernizowano OSIR pod kontem rowerzystów i trudno było rozstać się z luksusem, a to jakaś nocna pompa z nieba z wiaterkiem.
Niestety dzieciak zaliczy w Krakowskim szpitalu pobyt od 2 do 4 tygodni, więc plan aby w tym roku spędzić co 3 dzień poza domem spalił na panewce. Jak przekroczymy ponad 100 dni to będzie wszystko.
Ubiegłorocznego dystansu ponad 9 tys. km też nie przekroczymy, a miałem ochotę na pierwszy pięciocyfrowy wynik.
Mamy jakiegoś pecha do roztocza. Co przymierzamy się do objechania, to zawsze musi coś wyskoczyć
Najbliższy wyjazd to druga połowa września, ale to już tylko dwudniówki zależne od pogody.