"Namiot ponad 5 tyś. zł"
Narracja jest dość ciekawa, autor zamiast mówić "z kolegą" mówi "z kolego" jest tego wiecej, na początku mnie troche ruszało potem się przyzwyczaiłem.
Cytat: Kamilek w 21 Lip 2025, 21:38Narracja jest dość ciekawa, autor zamiast mówić "z kolegą" mówi "z kolego" jest tego wiecej, na początku mnie troche ruszało potem się przyzwyczaiłem.Mówi także: „żółto”, „ręko”, itp. Chłop jest z Wyszkowa, a tam się tak mówi. Przemieszkuję w tamtych okolicach, „Polskiej Mezopotamii” od 3 lat, więc się przyzwyczaiłem.A relacja budzi ciekawość.
No i ani słowa o ultra i o morderczych warunkach/trasach. Miło się ogląda.
Witaj w najbardziej piekielnym dniu mojej wyprawy dookoła świata.42°C w cieniu. 115 kilometrów bezlitosnej duchoty. Brak studni, brak jedzenia, głowa się topi. To nie była jazda. To był test – głowy, organizmu i sensu tej podróży.Bo prawdziwa wyprawa nie dzieje się na liczniku.Dzieje się w człowieku, który musi przetrwać, gdy wszystko mówi: „Zatrzymaj się”
Ultramaraton Wisła 1200 to jedna z najbardziej prestiżowych imprez tego typu w naszym kraju.
Od 300. kilometra do 560 to była ciężka walka z samym sobą. Kryzysy przychodziły i odchodziły, trzeba było z nimi walczyć. Jeżeli już coś robię, daję z siebie wszystko, w innym wypadku nawet się za to nie zabieram. Najpewniejszym sposobem na uniknięcie porażki jest determinacja, by osiągnąć założony sobie wcześniej cel. Czasami miałem taki stan, że nie wiedziałem gdzie i po co tu jestem. Głowa cały czas kazała mi się poddać lub zrobić sobie przerwę. Na szczęście moje wcześniejsze doświadczenia wiedziały, że to jest stan, który trzeba przetrwać, bo po każdym takim kryzysie przychodziła chwila wytchnienia, by znowu walczyć. Walka i pragnienie zwycięstwa, aby uwolnić swój pełen potencjał, są to klucze, które otwierają drzwi do osobistej doskonałości. To jest właśnie próba, by pokazać samemu sobie, że potrafię iść własną ścieżką, bo kto walczy, nie boi się życia.
Niestety nie ma miękkiej gry, każdy walczy o jak najlepszy wynik i każdy postój, każda minuta straty wiąże się z tym, że potem trzeba nadganiać.
Tego dnia zwolniliśmy trochę tempo, widząc, że Maciej jest już na granicy wytrzymałości. Postanowiliśmy dociągnąć i motywować go praktycznie do samej mety. Były krzyki, były przekleństwa, były momenty zwątpienie i była 20-godzinna jazda w deszczu. Byliśmy cali mokrzy, brudni, a błoto było dosłownie wszędzie. Wyglądaliśmy jak byśmy przeczołgali się właśnie przez jakieś bagno. Błoto i śliska nawierzchnię sprawiały, że ostatnie 300 km pokonałem w 25 godzin. To był prawdziwy "hardcore". Nie wiem, czy można bardziej odczuwać życie.
Udało się! Na metę dojechałem na 8. pozycji z czasem 91 godzin. Pomimo wielu przeciwności po drodze. Nie poddawałem się i osiągnełem swój cel. Wiem także, że wynik jest do poprawy. Rower za mnie trasy sam nie przejedzie ale na lepszym sprzęcie byłbym w stanie jeszcze coś "urwać". Nieważne też, jak wolno się robi postępy i tak jest się o krok dalej od tych, którzy siedzą na kanapie. Wolę wspominać życie z okrzykiem "nie wierzę, że to zrobiłem" niż ze smutnym westchnieniem "szkoda, że nie spróbowałem". Przeciwności, z którymi musimy się zmierzyć, często sprawiają, że stajemy się silniejsi. Bo to, co dziś wydaje się stratą, jutro może okazać się zyskiem. Chciałbym powiedzieć wam, żebyście nigdy nie rezygnowali ze swoich marzeń i ze swoich celów, bo to wymaga czasu. Czas i tak upłynie. Nigdy nie dajmy sobie wmówić, że czegoś się nie da lub że jesteśmy gorsi.