Autor Wątek: BananaDream Wschodnie stany  (Przeczytany 883 razy)

Offline Mężczyzna Bananadream

  • Wiadomości: 14
  • Miasto: Dzierżoniów
  • Na forum od: 01.02.2024
BananaDream Wschodnie stany
« 26 Kwi 2024, 13:38 »
Cześć
Dzięki wszystkim, którzy coś napisali na tym forum co pomogło mi przygotować się do wyprawy do Wchodnich stanów. Przypadkowo mój nick z tego forum stał się hasłem wyjazdu. Pewnie w podróży też będę tu zaglądał. Jakbyście chcieli zajrzeć co u mnie to tu:
https://www.facebook.com/groups/349362214719918/ 

Offline Mężczyzna Bananadream

  • Wiadomości: 14
  • Miasto: Dzierżoniów
  • Na forum od: 01.02.2024
Odp: BananaDream Wschodnie stany
« 7 Maj 2024, 21:46 »
 Przez te kilka dni na pewno nie chciało mi się robić zdjęć. Jedynie kilka... w tym jedno z hasłem do wifi na jednym z noclegów. Chłonę jednak tą podróż i dziś mnie naszło coś napisać.
  Pamieć jest ulotna, szczególnie jak dostarczamy sobie dużo rzeczy nowych nieznanych, krótkotrwałych, wydaje się, że nieważnych. Ale z tych rzeczy składa się nasze codzienne życie  i życie w podróży też.
 Jeszcze w uszach słyszę słowa pożegnań i widzę wasze uśmiechnięte twarze, a w kilku przypadkach niedowierzanie w oczach, a tu już Czechy.

CZECHY
Dojeżdżamy na nocleg w Górach złotych. Młody gospodarz ośrodka z lat siedemdziesiątych, w permanentnym remoncie, bo środków mało, a wszystko się sypie. Ale rano na spokojnie przy kawie opowiada o swojej doli i niedoli. Gospodyni uśmiechnięta z  małym dzieckiem na ręku. Jak spisuje nasze dokumenty, kładzie je na podłogę za barem. Mały szybko raczkuje w kąt i znajduje świetną zabawkę - pustą butelkę po piwie. Matka z zupełnym spokojem coś do niego mówi, ale domyślam się, że raczej nie żeby zostawił tylko żeby resztek nie wypijał. Po co tak daleko jechać, jak dobrzy ludzie i dobre piwo jest tak blisko? Nie wiem.
Od razu na początku pojawia się kłopot techniczny. Moja nowo zakupiona opona nie wytrzymała chyba obciążenia sakwami na dziurach podczas szybkich zjszdów i się wybrzuszyła. W sobotę popołudniu na tym terenie raczej nie ma szans na kupno nowej. Upuszczam powietrze i na lekkim kapciu pedałuję jeszcze 2 dni.

SŁOWACJA
Granice - sztuczne twory wymyślone przez ludzi, nam pomagają dając pretekst, żeby się zatrzymać, odpocząć, pororozmawiać.
Jest pięknie. Mała Fatra i dolina rzeki Vah to miejsca w które pewnie wrócę.  Jest pięknie, bo są góry, a jak są góry to jest ciężko. Na każdym podjedzie przeklinam siebie, bo przeciesz mogłem wybrać drogę dużo łatwiejszą i krótszą na przykład przez dolinę Morawy, ale na każdym zjeździe cieszę się wiatrem i widokami. Napotkany na postoju biegacz, pokazuje i opowiada o okolicznych pasmach górskich. ,,Tu Wielka Fatra, tam w oddali Niskie Tatry, tu Mała Fatra z Wielkim Krywaniem Fatrzańskim. Tylko nie myl z Krywaniem tatrzańskim, drzim palce" - życzy nam powodzenia w dalszej trasie.


WĘGRY
Totalny spokój na Kekes.
Nie lubię tłumów, ale lubię czasami pojechać w popularne miejsca, bo ta popularność jednak ma swoje naturalne źródło, a nie zawsze jest jest marketingowym zabiegiem. Na najwyższej górze Węgier wieczorem nie ma nikogo. Widok na południe powala. Nieogarnięta płaska równina po horyzont gdzie błękit nieba zlewa się  z zielenią pół.

Wielka nizina węgierska to ogromna przestrzeń. Z północy na południe ma około 600 km. Dobrze, że nie musimy przejechać całej. Byłem już na Węgrzech, przejeżdżałem kilkukrotnie w drodze na Bałkany, ale dopieroro na rowerze czujesz tą przestrzeń, jak jedziesz między dwoma polami. Po jednej rzepak, po drugiej jęczmień i wydaje się niekończąca się prosta, która ma tylko kilkanaście kilometrów.

Kolarz Csebe Steig
Po początkowych problemach z oponą, metodą prób i błędów udaje się ją tak napompować, żeby się nie wybrzuszyła i nie pływała. Mogę spokojnie pompować więcej, bo w Bańskiej Bytrzycy kupiłem zapasową i wożę ją teraz złożoną w ósemkę na bagażniku. Trochę przeszkadza, ale daje poczucie komfortu, że jak coś się stanie to zmienię i jadę dalej.
Inne "przydasie" też pewnie wiozę dla tego złudnego poczucia, że jestem przygotowany. Pierwsze dni jazdy wiążą się bagażnika i sakw. Niby to testowałem dwa dni, ale sakwy były lżejsze, drogi lepsze, no i nie jeździłem szybko z góry. Pieszego dnia nie mogłem puścić kierownicy, żeby pokazać koledzem że jest dziura w drodze, ale po ponownym ustawieniu bagażnika, sakw i cieśnienia w oponach mogłem już zjeżdżać z tym zestawem sześdziesiąt kilka kilometrów na godzinę.
Ja zapomniałem o tematach sprzętowych, za to Przemek stracił już trzy dętki i trzeba było kupić kolejne zapasowe.
Zatrzymujemy się w najbliższy sklepie rowerowym na obrzeżach miejscowości Szolnok. Na początku po węgiersku trudno się nawet dogadać o jaką dętkę chodzi, ale przychodzi właściciel i łamanym rosyjskoangielskowegierskopolskomigowym rozmawiamy o naszej podróży. Częstuje nas colą i czekoladą, a dowiadując się, że jesteśmy z Polski wspomina swoje kolarskie czasy. Okazuję się, że Csaba Steig, węgierski kolarz, były mistrz Węgier, olimijczyk, specjalista od wyścigów jednodniowych znał Chalupczoka i Jaskułę, brał udział w wielu wyścigach, także w Polsce.
Csaba Steig jedził też w wyścigach z Fracesco Moserem, który po zakończeniu kariery założył firmę produkującą rowery. Między innymi zrobili też rower na którym jadę.  Spędzamy w chłodzie sklepu czas na miłej pogawędce, Csaba kategorycznie odmawia przyjęcia zapłaty za zakupy, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej.
F.MOSER
Nigdy nie interesowałem się sprzętem, ale teraz zacząłem się mojemu rowerowi dokładniej przyglądać. Dodatko podręcił temat gospodarz hostelu w Bańskiej Bystrzycy, który też jeździ na szosie i stwierdził, że mój Moser nie jest oryginalny. Wszystko wygląda nieco zabytkowo. Czyżby stalowa płytka z  napisem "Olimpiada Atlanta 96" była podrobiona? A może ktoś jechał na takim rowerze na olimpiadzie w 1996? Kiedyś znajdę kogoś kto się zna na sprzęcie i coś podpowie. Teraz się cieszę, że znalazłem rozwiązanie pierwotnego planu, w którym mój Moser miał już zostać na zawsze Stambule.

Dojeżdżamy do miejscowości Oroshasa. Słyszymy muzykę w mieście i postanawiamy sprawdzić co tam się dzieje. Jest już po zmroku i główną ulicą miasta idzie kilkusetosobowy pochód ludzi z pochodniami. Próbujmy się dowiedzieć z jakiej okazji jest to wydarzenie, jednak językowo nie jest to takie proste. Żaden z zaczepianych rozmówców nie mówi na tyle dobrze po angielsku, żeby nam dokładnie wyjaśnić co to za  święto. Uznajemy, że to dzień pamięci stachanowca, a że jest 30 kwietnia i w marszu bierze udział wiele młodych osób uznaję, że jest to wyzdarzenie antykomunistyczne w kontrze do 1 mają.
Prawda jest jednak inna. Pochód organizuje Węgierska Partia Socjalistyczna z okazji 133. rocznicy upamiętnienia socjalizmu agrarnego. Sprawdziłem to dopiero później, a na imprezie nie wyczuliśmy żadnej politycznej atmosfery. Na końcu marszu wszyscy wyrzucili niesione pochodnie do przygotowanego na tą okoliczność kontenera i przeszli na plac gdzie był klasyczny klimat polskich dni miast. Stragany, jedzenie, piwo, z przyczepy cięzarówki zespół Jaffia-trio grał węgierskie szlagiery, a ludzie tańczyli i śpiewali. Ciekawie było być w miejscu gdzie ludzie się bawią, rozmawiają, śpiewają, a my kompletnie nic nie rozumiemy. Było to też do tej pory jedyne miejsce, gdzie mimo możliwości płacenia kartą nie można było załacić kartą revolut.

Zdjęcia (nie moje) na fb BananaDream

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3425
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: BananaDream Wschodnie stany
« 11 Maj 2024, 18:18 »
Podoba mi się, liczę na więcej, szczególnie z dalszego wschodu.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum