Kilka lat temu, chyba 5 albo 6, dnia 5 grudnia, nad Polskę nadchodził wiaterek "Ksawery". Byłem w odwiedzinach u "staruszków", powrót ok 30km, pod wiatr, i deszcz ze śniegiem. Wracałem drogą wojewódzką wśród TIR-ów bo innej wtedy nie znałem. Po 20km musiałem zrobić przerwę i trochę potruchtać bo mi nogi zamarzały - przestałem czuć stopy. Dodam, że byłem w "adidaskach" bo to były jedyne buty na rower jakie wtedy miałem. Zwykłe "cywilne" ciuchy, rękawiczki jakieś cienkie, "dżinsy".
Do dzisiaj się zastanawiam jak udało mi się dojechać.
Do dzisiaj nie wiem dlaczego się wtedy nie rozchorowałem.
Do dzisiaj pamiętam jaki byłem z siebie dumny, ż dojechałem.
Do dzisiaj nie wiem czemu nie pojechałem pociągiem.